Korona Gór Polski – Babia Góra
Babia Góra to drugi co do wysokości szczyt w Koronie Gór Polski. Tutaj także czekaliśmy na trochę lepszą pogodę i brak zagrożenia lawinowego. Było jasne że na szczyt będziemy szli jeszcze po śniegu, ale nie chodziło o to żeby się umordować tylko żeby mieć z tego trochę przyjemności. Zdecydowaliśmy też że ruszymy z Przełęczy Krowiarki – tak żeby na szczyt iść w miarę najkrótszą trasą.
Początek drogi mieliśmy dość pogodny. W lesie słońce przeświecało między drzewami i było bardzo przyjemnie. Niemal od początku musieliśmy jednak używać raczków – na szlaku śnieg zmarznięty, ubity i miejscami zlodzony. W miarę zbliżania się do Sokolicy robiło się jednak coraz bardziej chłodno i pochmurno. Sprawdzaliśmy wcześniej prognozy i spodziewaliśmy się takiego obrotu spraw – byliśmy przygotowani.
Z Sokolicy mieliśmy ostatnie w miarę rozległe widoki, po czym zrobiło się bardziej ponuro i mgliście. Na szczęście ciąg dalszy podejścia już powyżej linii lasu odbywał się bez wiatru. Ta część szlaku cieszy się sławą wyjątkowo wietrznej a w naszej sytuacji cieszyliśmy się że w tym dniu trafił nam się wyjątek. Podejście na sam szczyt odbywało się już we mgle – widoczność około 100-150 metrów. Wtedy też zaczął dawać sie we znaki wiatr. Nasz pobyt na Diablaku ograniczyliśmy zatem do minimum – wypicia herbaty, zrobienia zdjęć – i ruszyliśmy w kierunku schroniska na Markowych Szczawinach.
Powrót przez Przełęcz Brona (czerwonym szkaliem do schroniska) i dalej niebieskim szlakiem trawersując zbocze jest zdecydowanie dłuższy. Z drugiej strony – w lesie nie wieje tak bardzo, a zejście jest skumulowane właśnie na odcinku do schroniska – poźniej już idzie się praktycznie „po płaskim”. Nam nie spieszyło się aż tak, żeby wracać tą samą trasą – wolimy pętelki :) Początek zejścia był trudny – zlodzony szlak nie ułatwiał zadania – ale już od Brony było całkiem przyjemnie.
Na Bronie zrobiliśmy dłuższy popas, przy schronisku zatrzymaliśmy się praktycznie tylko po to żeby przybić pieczątki i zdjąć raczki. Na niebieskim szlaku nie były nam już potrzebne.