Jaworzyna Krynicka i okolice

Jako że nie wypada faworyzować jednego dziecka (tego które chodzi ze mną po Koronie Gór Polski), tym razem wybraliśmy się ze starszą córką na Jaworzynę Krynicką. Pogoda zapowiadana – znakomita, potrzeba wyjścia z domu coraz większa, więc już w piątek po południu zapakowaliśmy kampera i pojechaliśmy. Do Krynicy dojechaliśmy nocą i już właściwie na nic więcej nie starczyło czasu jak na znalezienie dobrego miesca do parkowania i chwilę relaksu przed snem.

Dziwnie jest odwiedzić miejsce w którym do tej pory głównie jeździlo się na nartach – tym razem w scenerii wiosennej. W dodatku wczesna pora i sytuacja z Covidem powoduje że w Czarnym Potoku zupełnie pusto. Parkuje jeszcze jeden samochód z przyczepą campingową, ale żadnego ruchu. Niespiesznie zjadamy śniadanie i ruszamy powoli lekko błotnistym zielonym szlakiem. Ciepło, słonecznie, cicho i pusto. Zupełnie inaczej niż w zimowym tłoku przy wyciągu.

Szlak przez większość czasu biegnie przez las, widoki wtedy są raczej standardowe – ścieżka w górę, ścieżka w dół. Ciekawie robi się kiedy wychodzimy na fragment który biegnie trasą narciarską – rozpościera się widok na przeciwną stronę doliny i na zbudowaną tam ścieżkę widokową w koronach drzew. Właściwie to w dużej części już ponad koronami. Oboje mieliśmy wrażenie, że znajduje się ona właśnie na Jaworzynie Krynickiej, a tu taka niespodzianka. Warto jednak wcześniej sprawdzać mapę.

Już dość blisko szczytu trafiamy na Diabelski Kamień – wygląda jakby ktoś bawił się w układanie sporych bloków skalnych na sobie. To niezłe miejsce na krótką przerwę – kamienie są płaskie i zachęcają do siedzenia, mamy już za sobą większą cześć podejścia, zostaje nam raptem kawałek – tym razem czerwonym szlakiem do górnej stacji gondoli. Przy niej także cicho i pusto. Przez całą drogę do tej pory spotkaliśmy tylko kilkoro rowerzystów. Zupełnie nie jak w Polskich górach przy takiej pięknej pogodzie. Ponieważ nic nas nie goni, decydujemy się na kolejny popas, tym razem z pięknym panoramicznym widokiem na okolicę. Będziemy schodzić inną drogą – chcemy zahaczyć o schronisko na Jaworzynie.

Schronisko jest trochę poniżej – schodzimy do niego znowu zielonym szlakiem. Tutaj także pusto – w środku słychać jakieś głosy, ale nie mamy potrzeby zagladać. Robimy kilka zdjęć i ruszamy w dół. Tym razem nie szlakiem, a drogą która zakosami prowadzi w dół. Może nie jest to najkrótsza trasa, ale za to dużo wygodniejsza. Błoto dało sie nam trochę we znaki w drodze w górę. Tym razem mamy pod nogami głównie ubitą ziemię i niewielkie kamienie. Idzie się szybko i przyjemnie. Do kampera docieramy koło południa. Mamy jeszcze tyle czasu, że decydujemy się pozwiedzać trochę okolicy.

Na pierwszy ogień oczywiście sama Krynica – parkujemy niedaleko deptaku i domu zdrojowego. Miasto wygląda jak wymarłe. Spacerujemy pustymi ulicami, przechodzimy obok zamkniętych lodziarni i pizzerii, dziwimy się tej nienaturalnej tutaj ciszy. Rundka po centrum wydaje się dość nierzeczywista. Wsiadamy do kampera i jedziemy do Tylicza. Na parkingu przy kościele niemal zupełnie pusto. Tutaj jednak trafiamy na czynną lodziarnię i zastanawiamy się co dalej. Spacerujemy jeszcze trochę po opustoszałej miejscowości, zaglądamy do kościoła.

Przed nami jeszcze jeden przystanek – Rytro. Jesteśmy z nim związani rodzinnie, zaglądamy więc trochę przejazdem. Obejrzeć stare kąty, zobaczyć co się zmieniło. Tutaj też cicho, pusto i sennie. Nie zatrzymujemy się nigdzie na dłużej – na dzisiaj wystarczy. Powoli kierujemy się w stronę domu.



Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.