Salina Turda i Sighisoara
Zwijamy się dość szybko i już przed dziewiątą rano jesteśmy przy kopalni soli w Turdzie. Na parkingu kilka samochodów – mamy chwilę czasu więc spokojnie jemy śniadanie i idziemy do kasy. Jeśli ktoś z Was był w kopalni soli w Wieliczce albo w Bochni to będzie miał tutaj całkiem inne doświadczenie zwiedzania – za cały przewodnik służy mała mapka z zaznaczonym przebiegiem chodnika (jednego) i położeniem głównych atrakcji. Salina Turda jest bardzo mała – nie ma tutaj wielogodzinnego zwiedzania z przewodnikiem – główny chodnik jest jeden i można (a właściwie należy) jedną z klatek schodowych zejść na dół do jednego z dwóch dostępnych dla zwiedzających wyrobisk. W jednym z nich jest typowy obszar rekreacyjny – stoły do pingponga, minigolf, piłkarzyki i inne rozrywki (płatne), w drugim wyrobisku dno jest zalane niewielką warstwą wody – można tutaj za 10 lei wynająć małą wiosłową łódkę dla maksymalnie trzech osób i popływać od ściany do ściany. Turda słynie z charakterystycznego wyglądu ścian wyrobisk – wyraźnie widać jaśniejsze i ciemniejsze pasy solnego złoża – taka wielka zebra albo agat w powiększeniu. Jeśli nie lubicie chodzić po schodach to można na dół (a później w górę) pojechać windą. Kłopot w tym że może to oznaczać stanie w kolejkach (do schodów kolejek nie ma). Salina Turda słynie też ze zdrowotnych właściwości powietrza – wiele osób ma specjalne karnety wielokrotnego wstępu i przyjeżdżają tutaj na kilka godzin dziennie – stąd już niedługo po otwarciu kopalni niemal wszystkie ławeczki i siedzenia są zajęte przez osoby czytające książki i rozwiązujące krzyżówki. Obejrzenie wszystkich atrakcji zajęło nam nie więcej niż dwie godziny. Warto wiedzieć że obecnie do kopalni wchodzi się tzw nowym wejściem położonym poza miastem. Będąc w środku należy uważać żeby nie pójść w kierunku starego wejścia – chodnik jest dość długi a na końcu można wyjść do miasta, tyle że powrót do samochodu pozostawionego przy nowym wejściu może potrwać sporo czasu.
Z Turdy jedziemy do Sighisoara. Wjeżdżamy na camping Aquarius – mamy trochę szczęścia bo miejsce jest na jeden kamper, na jedną noc – od jutra “nasze miejsce” jest zarezerwowane. Dojazd dość wąski a i zaparkowane po drodze samochody nie ułatwiają zadania. camping jest bardzo mały – zmieści się tutaj raptem kilka samochodów lub przyczep. Jest też pole namiotowe po drugiej stronie basenu ale tam nie ma możliwości wjechania kamperem. Jemy obiad i robimy sobie sjestę przed pójściem na tutejszy basen (w cenie campingu). W basenie woda zimna ale słońce praży więc jest bardzo przyjemnie. Basen jest o tyle ciekawy że poziom wody jest około 1 metra poniżej poziomu trawnika wokół a dodatkowo różne części basenu są przegrodzone metalowymi ogrodzeniami z prętów. Ludzi jest sporo – na basen przychodzi pewnie połowa miasta – ale sporo z nich po prostu plażuje na trawnikach wokół. W ciągu dnia (do godziny 19-stej) kiedy basen jest otwarty dostępne są tylko prysznice z zimną wodą. Po zamknięciu basenu jest też możliwość umycia się w wodzie ciepłej. Ponoć można w ciągu dnia poprosić o klucz do tych ciepłych prysznicy, ale my nie mieliśmy takiej potrzeby.
Wieczorem idziemy do miasta – w obrębie starych murów miejskich można obejrzeć pozostałości pięknego germańskiego miasta z równoległymi ulicami, pięknymi kamienicami – są nawet sporej długości schody prowadzące z centrum miasteczka na szczyt wzgórza na którym poza świątynią mieści się najstarsza tutejsza szkoła – nauczyciele i uczniowie mogli więc wspinać się (i schodzić) nie martwiąc się o zmoczenie ubrania albo co gorsza pośliźnięcie na oblodzonych zimą schodach. W szkole prawie wszystko jest opisane w jezyku niemieckim – podręczniki, tablice poglądowe, pomoce naukowe. To pokłosie germańskiego osadnictwa w tych rejonach. W starym mieście jest też wiele kawiarenek i restauracji – my zatrzymaliśmy się na chwilę spróbować różnych lokalnych słodyczy. Część nam smakowała, część trochę mniej ale taki jest urok próbowania nowych smaków w nowych miejscach :) a przy okazji musieliśmy się mocno odganiać od os które zwietrzyły słodkości i masowo próbowały zniechęcić nas do konsumpcji :) Stare miasto jest malutkie, w ciągu naszego spaceru zwiedziliśmy je właściwie całe – na camping wracaliśmy trochę inną drogą żeby zobaczyć jeszcze fragment nowszej części miasta ale nie widzieliśmy niczego ciekawego. Warto jeszcze wspomnieć że camping Aquarius leży na tyłach cerkwii Świętej Trójcy. Cerkiew otwarta jest tylko w czasie nabożeństw.