Korona Gór Polski – Łysica
Łysica to nasz drugi szczyt Korony. Zdobywaliśmy ją 2 maja 2020 – w środku dziwnej, koronawirusowej majówki. Wybraliśmy się całą rodziną – w końcu to niezbyt wymagająca góra, a wszyscy potrzebowaliśmy ruszyć z domu i odetchnąć świeżym powietrzem.
Zaparkowaliśmy pod ośrodkiem Jodełka w Świętej Katarzynie. Na parkingu przy klasztorze nie było już miesc, dodatkowo tabliczka stwierdza że wjazd tylko dla mieszkańców. Nie ryzykowaliśmy :) Ośrodek zamknięty (nadal obowiązuje zakaz), ale telefonicznie właściciel potwierdził że na parkingu można się zatrzymać, byle nie nocować.
Jak można się było spodziewać po ilości samochodów pod klasztorem w Świętej Katarzynie, na trasie było trochę ludzi. Dało się odczuć że nie tylko my potrzebujemy wyjścia z domu. Kilka ostatnich dni było przeplatanych deszczem, więc na trasie trochę błota, sporo kamieni i ślisko. Na szczęście tylko dwa umiarkowanie strome podejścia, reszta lekko pod górę. Można powiedzieć że trochę cięższy spacer. Trasa z klasztoru na szczyt Łysicy to niecała godzina.
Łysica liczy sobie 614 m npm i jest dośc mocno zalesiona. Widoki jakieś były, ale bez rewelacji – pogoda zaczęła się psuć, kropiło, zrobiło się szaro i nieprzyjemnie. Nie zdecydowaliśmy się iść nigdzie dalej, tym bardziej że część ekipy nie przepada za chodzeniem po górach. Trochę pamiątkowych zdjęć, łyk wody i wracamy. Mieliśmy trochę szczęścia że dość wcześnie wyjechaliśmy z domu – kiedy my idziemy w dół, pod górę rusza coraz więcej piechurów i tłok na szlaku robi się wyraźnie większy.
Na dole zaglądamy jeszcze szybko do klasztoru. Niestety wszystko pozamykane, udało się zajrzeć tylko do przedsionka. Napawamy się widokami łąk porośniętych mniszkiem, pól obsianych rzepakiem – wszystko kwitnie, zielenieje – wiosna nie daje o sobie zapomnieć. Trochę szkoda że pogoda w kratkę – jakby chciała nas wygonić – zaczyna popadywać i robi się nieprzyjemnie chłodno. W drodze do domu zaglądamy przejazdem do Kielc i w zmiennej pogodzie – raz w słońcu raz w deszczu – wracamy do domu.