Spotkanie z delfinami
Delfinarium w Hardewijk miało na dzisiejszy dzień zniżkowe bilety „rodzinne” – dla dwójki rodziców i dwójki lub trójki dzieci. Ponieważ delfinarium tak czy siak mieliśmy w planie, kupiliśmy bilety przez Internet i liczyliśmy skrycie na to że nie będzie zbytnio padać (pogoda była zapowiadana nieciekawa). Drogowskazy prowadzące do Delfinarium tak naprawdę prowadzą na parking znajdujący się po drugiej stronie basenu portowego – na nogach jakieś 10 minut spacerkiem – za to nie ma problemów z dojazdem i z ilością miejsc (w przeciwieństwie do małego parkingu na miejscu). Przy wejściu dostaliśmy mapkę z rozpiską godzin pokazów i udaliśmy się na zwiedzanie. Nasze kroki skierowaliśmy najpierw do basenu z rajami przy którym miała się odbywać pierwsza prezentacja. Dzieci mogą tutaj próbować swojego szczęścia głaszcząc przepływające płytką wodą płaszczki i łapiąc ryby. Basen jest tak skonstruowany że nawet niewielkiemu dziecku powinno się to udać, a płaszczki są chyba już zupełnie przyzwyczajone do turystów i same podpływają do brzegów. Kiedy okazało się że prezentacja odbywa się wyłącznie po flamandzku i jest po prostu wykładem na temat, przenieśliśmy się w okolice głównego basenu, gdzie niebawem miał się odbyć pokaz z delfinami.
Po odstaniu chwili w kolejce zostaliśmy wpuszczeni na sporych rozmiarów amfiteatralną salę, której centralną część stanowi podzielony na trzy części basen z delfinami. Sala była już niemal pełna – ostatni widzowie zostali wpuszczeni, zajęli miejsca i rozpoczął się pokaz. Lekko fabularyzowana historia, w której aktorami byli zarówno trenerzy delfinów jak i same delfiny odbywała się w głównym basenie i była ilustrowana filmami wyświetlanymi na wielkim ekranie w tle. Całość, połączenie światła, animacji, gry i pokazu była bardzo ładnie zgrana, choć w efekcie samych delfinów było jakby mniej niż oczekiwałem. Nie mogę jednak powiedzieć żebym był rozczarowany – pokaz bardzo mi się spodobał – później, kiedy deszcze przeganiał nas z terenów otwartych parku, poszliśmy obejrzeć go jeszcze raz, co było o tyle ciekawe że obsada trenerska była nieco zmieniona, a i można było zaobserwować jak trenerzy na bieżąco dobierają treść pokazu do humoru głównych aktorów.
Niemal prosto z pierwszego pokazu przenieśliśmy się do sąsiedniej areny na której za moment rozpoczynało się przedstawienie z udziałem lwów morskich. Piszę przedstawienie, ponieważ tutaj już całość pokazu była jedną konkretną fabułą, opowiedzianą z humorem i niezłym wykorzystaniem zwierząt. W skrócie – bankier i jego lwi pomocnik bronili sejfu w banku przed zakusami złych piratów (w których szeregach także znajdował się lew morski). Przedstawienie niby dla dzieci, ale i dorośli znaleźli w nim wiele powodów do śmiechu.
Ciąg dalszy naszego pobytu został trochę zakłócony przez załamanie pogody, w związku z czym schowaliśmy się pod ziemią – przy szybie za którą można obserwować delfiny, w tym najmłodsze dwa, które niedawno urodziły się na terenie delfinarium. Kiedy deszcz trochę zelżał, zwiedziliśmy pozostałą część parku, nie zapominając o wizycie na placu zabaw i w licznych sklepach z pamiątkami (można tu kupić niemal wszystko we wzory z delfinami i innymi mieszkańcami delfinarium).
W drodze do domu zatrzymaliśmy się jeszcze na spacer w centrum Apeldoorn – tym razem udało nam się namierzyć spokojniejsze piesze trakty w centrum – ulice na których znajduje się sporo sklepów (między innymi znaleźliśmy sklep z serami oraz sklep ze słodyczami mniej lub bardziej typowymi dla Holandii). Szukaliśmy wprawdzie jakiejś cukierni albo lodziarni w której mogli byśmy zjeść coś na kształt deseru – ale w efekcie skończyło się na spacerze w centrum i przygotowaniu lodów ze składników zakupionych w zwykłym sklepie. Smakowały myślę że równie dobrze jak kupione w cukierni :)