Chwila na plaży Corbu

Pogoda się psuje. Jest wietrznie, chłodniej i jesteśmy niewyspani po nocnej imprezie w której mimowolnie uczestniczyliśmy. Na campingu ludzi przybywa – decydujemy się zwinąć już teraz, kolejnej nocnej imprezy nie wytrzymamy. Zaglądamy do Carefour przy Constancy i przenosimy się na plażę Corbu. To miejsce trochę na uboczu, kilkanaście kilometrów na północ od Mamai – dojazd drogą z płyt betonowych a przy samej plaży szutrową i gruntową. Tutaj nie ma takiego strasznego tłoku, można by tu nawet na noc zostać – trochę ludzi obozuje w namiotach – jest barek z napojami na plaży ale za parkowanie i biwakowanie nikt opłaty nie pobiera. Brakuje prysznica żeby spłukać się słodką wodą – na szczęście mamy własny zapas. Idziemy na trochę na plażę, jeszcze chwilę spędzić w morzu. Niestety zbliża się chmura burzowa i za moment nie potrzebujemy już prysznica żeby spłukać z siebie słoną wodę – jesteśmy zupełnie mokrzy od deszczu. Zbieramy się szybciutko bo droga dojazdowa zaczyna przypominać potok. Sporo samochodów zwija się z parkingu w popłuchu i wyjeżdża na pobliski klif. My przejeżdżamy jeden trudniejszy fragment który zrobił się dość błotnisty – kamper sunie przednimi kołami w innej koleinie, tylnymi w innej – czujemy się trochę jak na trasie off-road – pilnuję tylko żeby się nie zatrzymać. Za chwilę jeszcze podjazd po szutrze w górę i już bezpiecznie stoimy na klifie ponad plażą oglądając zmagania innych kierowców.

Kilka osobowych samochodów zakopało się w piasku na samej plaży (kiedy był suchy nie było problemu żeby tam osobówką wjechać i wyjechać, na mokro okazało się to niemożliwe), jeden właściciel Skody próbował podjechać na klif dziką drogą o dość dużym pochyleniu – teraz jego samochód stoi przednimi kołami poza drogą i czeka na pomoc. Wokół nas gromadzi się kilka samochodów, deszcz przestaje padać i możemy powoli posprzątać bałagan jaki narobiliśmy szybko wbijając się do kampera z naręczami mokrych rzeczy. W łazience robimy suszarnię i ruszamy autostradą w kierunku interioru. Przez Bukareszt tym razem jedziemy środkiem (jest sobota wieczór, samochodów za wiele nie ma więc i przejazd spokojny). Miasta nie zwiedzamy bo nie wygląda zachęcająco a i w przewodniku nie znajdujemy niczego co by nas zainteresowało. W nocy docieramy w okolice monastyru Cozia i parkujemy w bocznej drodze przy zaporze. Wieje strasznie (trzęsie całym samochodem) a w nocy zaczyna lać rzęsisty deszcz. Niedobrze – mieliśmy plany na Transfogarską ale w ten sposób chyba się nie uda…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.